Recenzja filmu

Latająca maszyna (2011)
Martin Clapp
Geoff Lindsey

Chopin wylądował

Póki na ekranie obserwujemy wizualnie atrakcyjną, stylistycznie konsekwentną animację, można przymknąć oko na obciążającą tę produkcję misję dydaktyczną.
Czy wiecie, że Chopin urodził się w Żelazowej Woli? Że jego serce spoczęło na Krakowskim Przedmieściu? Że komponował już jako kilkuletni chłopiec? Że napisał 57 opusowanych mazurków, 16 polonezów, 19 walców i tyle samo nokturnów? Że dzieckiem będąc, płakał, gdy jego matka siadała do fortepianu? Że nawet na rozstrojonych instrumentach potrafił zagrać tak, że otwierało się niebo,  a ziemia drżała?

Już wiecie. Nie ma więc sensu tracić pieniędzy na bilet. Reklamowanie "Latającej maszyny 3D" czymś innym niż wartościami edukacyjnymi byłoby nieuczciwe – to na poły aktorska, na poły animowana adaptacja encyklopedycznej notki o rodzimym kompozytorze. Twórcy porównują swoje dzieło do "Odlotu" Pixara, ale nazwać tę analogię nadużyciem to jak określić Chopina grajkiem – mamy do czynienia z filmem oświatowym, skierowanym tylko do najmłodszych, ewentualnie do obcokrajowców, którzy większość życia spędzili pod lodem.

Póki na ekranie obserwujemy wizualnie atrakcyjną, stylistycznie konsekwentną animację, można przymknąć oko na obciążającą tę produkcję misję dydaktyczną. W historii zagubionej dziewczynki, która wraz z zawadiackim knypkiem wyrusza na poszukiwania ojca i rozcina niebo latającym fortepianem, jest czas na wzruszenie i chwilka na zachwyt kunsztem animatorów. Kiedy jednak akcja dosłownie i w przenośni schodzi na ziemię, obraz staje się nie do zniesienia, a każdy anielski akord staje się gwoździem wbitym prosto w czaszkę.

Klamrowa kompozycja sprawia, że rzeczona animacja jest jedynie epizodem wplecionym w zupełnie inną historię – wypacykowanej pańci w szpilkach, która tak wiele czasu poświęca swojej pracy, że krzywdzi zadurzone w muzyce Chopina dzieci. I ona musi więc odbyć podróż tytułową maszyną. O ile jednak w animowanych sekwencjach twórcy sprawnie operują symbolami i starają się maksymalnie uatrakcyjnić wypisy z Chopinowskiej biografii, o tyle w finałowej partii filmu puszczają im wszelkie hamulce. Rozpoczyna się niestrawna lekcja historii, która zanudzi nawet najwytrwalszego widza.
1 10 6
Dziennikarz filmowy, redaktor naczelny portalu Filmweb.pl. Absolwent filmoznawstwa UAM, zwycięzca Konkursu im. Krzysztofa Mętraka (2008), laureat dwóch nagród Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones